+1
b79 20 kwietnia 2017 13:39
Image

Image

Następnie zawieziono nas do okolicznej miejscowości Chiapa de Corzo. W ramach czasu wolnego obejrzeliśmy miejscowy bazar (klimat odganiania much nad mięsem), rynek i usiedliśmy w swojskiej, głośnej knajpie, gdzie miejscowi mieli obowiązkowo kapelusze sombrero. Wypiliśmy po drinku, zapewne z kranówą, gdyż przypłaciliśmy to zatruciem. Nie pierwszym podczas tego wyjazdu.

Image

Image

Image

Po powrocie do San Cristobal skupiliśmy się na zwiedzaniu miasta. Skoro są tu wzniesienia, to obowiązkowo weszliśmy na punkt widokowy.

Image

Image

Byliśmy w katedrze, połaziliśmy po bazarach, spróbowaliśmy miejscowej tequili, oliwek w bimbrze, kupiłem od miejscowego pasek skórzany, a od dzieci rzemyki na ręce (to dla mojej papugi, lubi niszczyć). Patrzyłem jak Indianie żarliwie modlą się w kościele. I kupiliśmy jeszcze jedną wycieczkę – ale z miasta, w którym mieliśmy być dopiero za dwa dni.

Image

Image

Image

Image


Zinacantán i Chamula – wioski Indian

Następny dzień, następna wycieczka. Tym razem było nas w sumie 3 osoby. Przewodnik nie dość, że władał po angielsku, to jeszcze znał lokalny język Indian.
Zaczęliśmy od miejscowości Zinacantán, gdzie zaprowadzono nas do lokalnego domu. Trochę pełnił on funkcję muzeum, trochę sklepu, ale na pewno istniał na potrzeby turystów. W środku ołtarzyk, wypiek placków kukurydzianych i opowieści, że tak tu się właśnie żyje.

Image

Image

Image

O wiele bardziej interesujące były wizyty w dwóch następnych kościołach. Są inne niż te, które my znamy. Pełne kwiatów, świec, bardzo widoczny kult figurek. Do tego stopnia, że w miejscu gdzie powinien być ołtarz stała drewniana ścianka pełna figurek. Taki odpowiednik ikonostasu.

Image

Image

Image

W następnej miejscowości Chamula wpływ kultury i wierzeń Indian jest już zupełnie dominujący. Zaczęliśmy od cmentarza, gdzie chodzi się po grobach. Są one w postaci kopczyków ziemi, a ilość krzyży świadczy o ilości pochowanych osób w danym dołku. Kolor krzyża zdradza kim była dana osoba za życia. Ciekawe miejsce, z ruinami kościoła w tle.

Image

Następnie przeszliśmy w stronę rynku, gdzie znajduje się kościół San Juan, największa atrakcja tej wycieczki. Hiszpanie wybudowali Indianom świątynię. Tyle że mszy od dawna tu nie odprawia się. Ksiądz został przepędzony, biblii nie znają, a kościół pełni rolę świątyni, ale bardziej w obrządku miejscowych. Pełno kwiatów, świec, figurek świętych (kult maryjny), brak ław, siedzisk, zamiast tego słoma na podłodze. Indianie składają tu krwawe ofiary z koguta. Jest bezwzględny zakaz robienia zdjęć, ale udało mi się nagrać trochę materiałów (do obejrzenia w filmie). Co ciekawe symbolem Majów był krzyż, zapewne dlatego tak łatwo zaakceptowano ten symbol. W odróżnieniu od krucyfiksu chrześcijańskiego miejscowy krzyż jest z wygrawerowanym symbolem kukurydzy. Chrystusa nie ma, bo wg ich wierzeń zszedł z krzyża i jest teraz w Słońcu.

Image

Image

Image

Wracamy do San Cristobal, mamy ponad dwie godziny wolnego czasu do wyjazdu autobusem, więc idziemy zjeść „wreszcie coś normalnego”. Bo nie pisałem wcześniej, ale wyobrażenie o świetnej meksykańskiej kuchni szybko upada na miejscu. Non stop produkty na mączce kukurydzianej. Nachosy smażone w głębokim tłuszczu, podawane na początku jako przekąska do sosów, ostro doprawionych warzyw, były jak dla mnie zbyt ciężkie (tłuszcz). Tortille kukurydziane już lepiej znosiłem, ale ile można tego jeść? A tu to podają codziennie – do śniadania, do obiadu, a zamiast fajnych warzyw i ziaren fasoli (takie miałem wyobrażenie) jest ciemna breja ze zmielonej fasoli. No i na ostro, czasami aż za bardzo. Jedynie zupy są bez pudła, warto próbować. No więc poszliśmy do knajpki, gdzie miały być lekkie pasty. Oni tam makaronu nie znają, więc pewnie to atrakcja. No ale to też nie wyszło, smakowało jak koncentrat pomidorowy…

O 16.30 mieliśmy autobus do Palenque. Wybrałem taki, który jako jedyny miał podany czas przejazdu (wg strony Ado) 4.45h. Przez góry to raptem 220km, ale wszystkie jadą 7-8 godz. Pomyślałem, że nasz autobus jako jedyny pcha się przez górskie drogi, a te dłużej jadące stosują objazdy. No i przeliczyłem się. Nasz jechał niecałe 9 godzin, stosował objazd gór typ 450km! Miał dwa długie postoje – jeden 40 min. na żarcie, bo oni muszą jeść te swoje placki – drugi w Villeharmosa (1h). Na miejscu byliśmy przed 2 w nocy. A ta dodatkowo wykupiona wycieczka, o której wcześniej wspomniałem, miała być właśnie z Palenque. Wyjazd o 6 rano.

5. Palenque

Palenque to nieduże, 40-tys. miasteczko słynne głównie z okolicznego stanowiska archeologicznego. Ale to też dobra baza wypadowa do Gwatemali lub innych ruin w stanie Chiapas. Nie chciałem marnować czasu, dlatego jeszcze w San Cristobal wykupiłem naszą trzecią wycieczkę. Zakładałem, że dojedziemy do Palenque ok. 21, a wyjazd o 6 rano nie będzie problemem. Życie zweryfikowało plany, spaliśmy 3 godziny.

Yaxchilan i Bonampak – o rzut kamieniem od Gwatemali

Wyjechaliśmy jeszcze po ciemku, dzięki czemu podziwialiśmy budzącą się do życia dżunglę. Rano jest bardzo wilgotno, miejscami mgła ograniczała widoczność do 50 metrów. Tak to wygląda do wschodu słońca. Potem robi się szybko ciepło i odczuwalnie wilgotno. Jedziemy drogą wiodącą na południe, do okolicznych atrakcji turystycznych oraz granicy z Gwatemalą. Nasza wycieczka jest całodzienna, dlatego przewiduje po drodze śniadanie oraz obiad. Do pierwszego punktu naszej wyprawy mamy 165 km. Ten odcinek to Meksyk jakiego jeszcze nie widzieliśmy. Jest bardzo zielono, pagórkowato, mijamy wioski. Jest też dosyć pusto. Podoba mi się.

Aby dotrzeć do Yaxchilan, czyli stanowiska archeologicznego Majów ukrytego w gęstej dżungli, należy z wioski Frontera Corozal popłynąć w górę rzeki. Samo w sobie jest to atrakcją, tym bardziej że rzeka stanowi granicę. Po lewej Meksyk, po prawej Gwatemala. Ale dżungla wygląda tak samo po obu stronach.

Image

Image

Ruiny wtopione w zieloną dżunglę przywodzą na myśl filmy o Indianie Jonesie. Fajny jest fakt, że do niektórych piramid można wejść. W środku nietoperze wampiry i inne pająki. Piękne są odgłosy z dżungli, zwłaszcza pohukiwania wyjców (taka niewidzialna, ale słyszalna małpa). W stanie Chiapas wszędzie zauważalne są motywy z papugami (widać, że lubią Ary), niestety żadnej dzikiej nie zobaczyliśmy. Niestety, w Yaxchilan nie widzimy najbardziej oddalonej, a podobno wartej dotarcia piramidy. Niestety, taki urok zorganizowanych wycieczek.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Wracamy w dół rzeką, następnie jedziemy kilkanaście kilometrów do Bonampaku.

Image

To niezbyt duże kolejne stanowisko w środku dżungli, znane z dobrze zachowanych fresków. Co ciekawe biznes turystyczny jest tu tak skonstruowany, że nasz bus nie dojeżdża do samego celu. W pewnym momencie musimy się przesiąść, gdyż ostatni odcinek drogi dojazdowej obsługują tylko miejscowi. Takie mają niepisane prawo. Z Bonampaku zapamiętam nie tyle freski, co widok z samej góry na otaczającą dżunglę.

Image

Image

Image

Wrażenie zrobiło też lotnisko - wykarczowane drzewa pośród dziczy i kawałek zielonego pasa.

Image

Potem przyszedł czas na całkiem smaczny obiad (oczywiście po angielsku nikt nie władał, a do wyboru było kilka pozycji z menu przedstawionego w formie wypowiedzianej) i powrót do Palenque. Wycieczkę polecam, cały dzień z głowy, a oprócz ruin ciekawe są też mijane wioski i obserwacja toczącego się tu życia.

Image

Zona Arqueológica Palenque

Następny dzień w Palenque przeznaczyliśmy na odwiedzenie okolicznych… tak – ruin. W Meksyku innych zabytków nie ma. Podziwia się albo przyrodę, albo dziedzictwo Azteków, Majów, Tolteków. Wszystko inne to spuścizna po Hiszpanach, czyli XVI wiek i wyżej.
Piramidy Palenque robią bardzo dobre wrażenie. Nawet lepsze niż te dzień wcześniej, tyle że to zupełnie inne miejsca. Z oczywistych względów więcej tu turystów, zwłaszcza że okoliczne lotnisko oferuje jedno jedyne połączenie – ze stolicą. Ciekawa jest Świątynia Inskrypcji, do której jeszcze 20 lat temu można było wchodzić do pomieszczenia z kryptą. Obecnie bogato zdobiony sarkofag został przeniesiony do okolicznego muzeum. Obok są też inne piramidy, można na nie wchodzić.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

W drodze powrotnej do miasta odwiedziliśmy jeszcze park zwierząt Aluxes. Głównie pod kątem papug.

Image

Image

Image


Dodaj Komentarz

Komentarze (12)

yaris21 21 kwietnia 2017 09:51 Odpowiedz
Super relacja! Czekam na ciąg dalszy. Na ferie zimowe, na 2 tyg. wybieram sie także z rodziną do meksyku - do stolicy, Guwdelupe oraz cancun.Mógłbys podpowiedzieć, przez jaką strone kupowałeś bilety? Wszystkie odcinki na jednym bilecie czy każdy osobno? I przez jakiego pośrednika rezerwowałeś hotele? Ile trzeba miec pieniędzy do dyspozycji na 2-tygodniowy pobyt w Meksyku?Dziękuje i pozdrawiam
b79 21 kwietnia 2017 10:14 Odpowiedz
Bilety znalazłem przez wyszukiwarkę kayak.pl (także przeloty krajowe w Meksyku - najtańsza jest linia Volaris). Jeśli chodzi o przelot z Europy to najtaniej kayak wskazał tickets.pl, wyglądało to tak:Mediolan 10.40 - Frankfurt 12.05 (Lufthansa)Frankfurt 13.30 - Meksyk 18.50 (Lufthansa)Cancun 12.10 - Toronto 16.05 (Air Canada)Toronto 18.15 - Frankfurt 7.45 (Lufthansa)Frankfurt 8.55 - Mediolan 10.05 (Lufthansa)Specjalnie brałem pod uwagę przylot do Meksyku, wylot z Cancun, żeby nie tracić czasu na powrót. Wszystko na jednym bilecie, jak widać przesiadki krótkie, optymalne. Gorąco się zrobiło w locie powrotnym z Cancun, bo zawrócono nas z pasa startowego (niedomknięte drzwi cargo). Było spore opóźnienie, tak że w Toronto mieliśmy tylko 20 min. na przesiadkę :)Co do noclegów to wystarczy booking.com, cenowo jest bardzo ok, lepiej niż w Europie (pewnie jeszcze taniej byłoby prywatnie u ludzi przez airbnb.pl). Generalnie Meksyk jest tańszy niż Polska i to było miłym zaskoczeniem. Budżet na miejscu na 2 tyg./os to ok. 3 tys. (noclegi, żarcie, wycieczki, przejazdy - nie wliczyłem wynajmu auta i biletów z Europy).
yaris21 21 kwietnia 2017 10:34 Odpowiedz
Bardzo Ci dziękuję.Skoro miałaś wszystkie loty na jednym bilecie to chyba nie musiałeś obawiać się, że nie zdążysz na kolejny lot? Przecież to nie byłoby z Twojej winy?Swoją drogą ..da się kupić wszystkie odcinki na jednym bilecie, skoro przylatujesz do Meksyku, a wylatujesz z Cancun? jest taka opcja w wyszukiwarkach?
b79 21 kwietnia 2017 10:43 Odpowiedz
Gdybyśmy nie zdążyli z przesiadką, to linia musiałaby zaoferować inne rozwiązanie. Następny lot lub nocleg. Ale daliśmy radę, tyle że biegiem przez lotnisko.Kayak jako jedna z nielicznych wyszukiwarek ma opcję multi-city, czyli podajesz np. Frankfurt - Meksyk, powrót Cancun - Meksyk. Warto dla porównania odwrócić też kolejność miast, bo czasami i cena i czas połączeń lepsze.
yaris21 21 kwietnia 2017 11:23 Odpowiedz
dziękuję za cenne rady i czekam na cd relacjiPozdrawiam
b79 21 kwietnia 2017 11:29 Odpowiedz
Relacja "się pisze", a muszę łączyć ją z obozem pracy ;)Bilety kupione w sierpniu, czyli półroczne wyprzedzenie. Co ciekawe za 1470 była opcja przylot/wylot Meksyk.
juventino10 25 kwietnia 2017 19:17 Odpowiedz
Bardzo fajna relacja, zazdraszczam wyjazdu po całości!
mirekk 9 lipca 2017 18:31 Odpowiedz
Heja. Byłem w tym roku w Meksyku (7 tygodni) i nie zgodzę się że Meksyk "bez rewelacji'". Wystarczy omijać pułapki na masowych turystów (Cancun, Tulum, Playa del Carmen, itp.) a skoncentrować się na mniej uczęszczanych miejscach aby docenić urodę kraju na spokojnie. Zwłaszcza że wspaniałych zabytków na Półwyspie Jukatan nie brakuje. Polecam zwłaszcza prawie puste Kabah w ramach Ruta PUUC czy zagubiony głęboko w dźungli Calakmul. Do plażowania i pływania laguna w mieście Bacalar czy morze w Mahahual (stan Quintana Roo). Pozdrawiam i gorąco polecam wszystkim Meksyk!
mat92 29 lipca 2017 20:49 Odpowiedz
Witam, mam pytanie, czy da się wejść do chitzen itza jeszcze przed 8? Czy trzeba czekać na oficjalne otwarcie?
b79 30 lipca 2017 09:24 Odpowiedz
Trzeba czekać. Teren ogrodzony i wejście przez kołowrotki.
marek-obrebski 26 listopada 2017 08:43 Odpowiedz
Piękne zdjęcia i ciekawe opisy, my wylatujemy za dwa tygodnie i jedziemy przez Meksyk bardzo podobną trasą.Czy Puebla faktycznie nie jest warta zboczenia z trasy ? Odpuścić sobie czy nie ?Jakie są najciekawsze miejsca na wybrzeżu pomiędzy Acapulco a Gwatemalą ?Wybiera się może ktoś do Meksyku u podobnym terminie ?
b79 29 listopada 2017 12:35 Odpowiedz
Od siebie mogę napisać, że Puebla nie jest interesująca. Ale jeśli już tam się jest, to warto pojechać do Choluli (piramida).